HISTORIA

1.
2. Historia Marcówki wg. kronik.
3. Legenda o powstaniu Marcówki.
 
2. Wioska została założona prawdopodobnie w XV wieku, skoro w 1493 roku pojawia się jako własność Stanisława Słupskiego,do którego należała też Stryszawa, Sucha i Stryszów. Dopiero w 1590 roku,z okazji wizytacji Radziłłowskiej kościoła w Stryszowie, wymieniana jest jako wieś należąca do parafii stryszowskiej, Akta z tej wizytacji mówią, że w skład parafii stryszowskiej wchodzą wsie: Zakrzów, Stronie, Leśnica, Dąbrówka i Marcówka. Stryszów w owczesnej pisowni wymieniany jest jako Stryszów, Dąbrówka jako Dombrowa, a Marcówka jako Marszowka. Wizytacje biskupie przeprowadzone w parafii w 1602 roku nie wspominają nic o Marcówce, a Stryszów występuje w pisowni dalej jako Strzeszów. Dopiero wizytacja zarządzona przez biskupa Oborskiego w 1617 roku wymienia "villa Marszowka" (wieś Marcówka), jako dalej wchodzącą w skład parafii stryszowskiej. Przeprowadzona wizytacja w 1674 roku mówi już o Marczowce (pisana przez "cz"). W tym czasie właścicielami Marcówki była rodzina Rusockich, a od 1706 roku przeszła wraz z Zembrzycami na własność magnatów Lubomirskich. Po 1726 roku właścicielami byli Małachowscy. Pod koniec XX wieku Marcówka liczyła 69 ha gatunków ornych i 46 ha lasu i należała do Marii Zagórskiej, a w początkach XX wieku jej właścicielką była niejaka Maria Kwicińska.

13 września 1772 roku doszło do głośnych wydarzeń, których terenem była Marcówka. W lesie, na granicy ze Stryszowem, znaleziono powieszone na drzewie zwłoki proboszcza Stryszowa Józefa Dembian Dembińskiego. Był on proboszczem i zarazem właścicielem Stryszowa i Marcówki od 4 czerwca 1758-1772, doktorem praw, pronotariuszem honorowymi. Za zebrane od mieszkańców daniny zaczął on wówczas budowac w Marcówce kościół . Niestety nie ukończył on tej budowy , gdyż został zabity bestiansko przez włościan z Marcówki  w dolinie stryszowskiej zwanej "Mogiłą". Czyn ten został potepiony przez stolicę apostolską a na Marcówkę nałożony interdykt* nie pozwalajacy wybudować koscioła ani odprawiać mszy czy wyświecać kapłana. Marcowianie chcac sie odkupić ze złego czynu złożyli się i wybudowali kapliczkę intencyjną. Ze wzgledu na klauzulę postawili ją na ziemi Stryszowskiej- ale na granicy z Marcówką .
 
1988 r interdykt już nie obowiązywał, gdzyż wybudowano nową kaplicę na przeciwko szkoły pod wezwaniem Matki Boskiej Czestochowskiej .

*Interdykt (łac. interdictum) – nakładany przez władze kościelne lub powstający na mocy prawa kanonicznego przez sam czyn zakaz odprawiania obrzędów religijnych na danym terenie.

Zebrała i przygotowała Gabriela Dragosz kl.4
literatura:



3.Legenda o powstaniu Marcówki.

 Straśnie downo temu, kie juz Pon Bóg te nasą ziemię stworzył i, jak podaje pismo, zaludnił ptastwem i zwiyrzem wszelakim, kie już ludziami obsioł żyzne,ciepłe kraje i kie mu sie ju przykrzyć zaceno,siod se Pon Bóg na swojem stołecku i straśnie zmarkotnioł.Tela juz ucył ludzi , jak mają żyć po bożemu,a uni mu sie cięgiem wyłamują i nowe grzychy łobmyślają.
-Nie bede jem juz w niecem pomogoł-myśli se i łobrytnon sie ku pónocy,ka mu sie ta ziemia przy stworzeniu widać między palcami pozmorzcała i piyrwi mu sie zdała nieudano.Patrzy teroz Pon Bócek,a tu jego niewydarzone garbatki kwitną i zielenią sie w słońcu,jaz oko radują.Przesunon sie blizy i patrzy,a tu i zwiyrzo więcy, i wody cyste, i warciutko po kamieniak spływające.Nie to co Jafryka cy Azyjo.
-Cie,cie! Jak mi sie tyz te góreci udały! Ptrzą i aniołkowie jego i tyz jem sie nase Beskidy udały,ino sie pytają , cemu tam cowieka nie widać
-Ano nie widać, bo mi sie zdało , ze tam zimno lo niego,ale jak tam tak piyknie,to sprogujemy te zielone pagórki zaludnić.
Pożroł tyz na łon lud swój,którego przodzi tak umiłowoł i zacon wybiyrać, co porządnijso rodzina,zeby ik do nowyk ziem przefancować.Dugo wybiyroł,woząc na grzychy,ale i na zasugi swoik wybrańców , Nojpiyrwi, ka ta ładnijso dolinka, tam przygorzko chałp łosypoł,póżni na wybrańców swoik sen kwardy i mocny zesłoł i janiołkom kozoł ik poprzenosić. Byli to wszystko ludzie bogabojni i uczciwi. Toche jem ta zmiana do zimnijsyk krajów była nie na wólą,ale z pokorom przyjeni boskie przeznaczenie. Wzieni sie tyz zaroz do gospodarzenio na nowy dziedzinie. Pon Bócek jesce do kozde wioski inksego janiołka na patronaprzeznacył i rod z nowego zarządu na swoje górecki z lubościom podziyroł.
Siedzioł se tak Pon Bócek na swojemu stołecku,siwą brode palcami głoskoł i patrzył,a tu lata i zimy mijały jedna za drugom. Lozrostały sie rodziny. Przybywało chałp,ubywało lasów ,a na ik mieścu rosło zboze dorodnie,zieleniły sie łąki i paświska. Dobrze sie dzioło.
Jako wszystkiem wiadomo,było juz na owe casy stworzone i piekło z diebłami, które cięgiem przemyślały jak tyz Pon Bockowi zrobić co na paskudę, zeby nie był taki rod ze swoje roboty.Kie wymiarkowały, ze przestoł się juz tropić sodomskiemi breweryjami,a znaloz se inkse upodobanie zaros sie wzieni do śpiegowanio, co tyz tak Pon Bócka zajeno.Ryratyk sie z robotom uwinieni.Lucyperowi zameldowali co i jak, a te zaroz jem wyznacył, ka ktory ma psuć Pon Bóckowo robotę. I tak sie zacena ludzko mordęga.Co sie ka lepi dzioło,to zaroz sie dieboł miysoł.
Psuł,psocił i radowoł sie ludzkiem niescęściem i stropieniem.
Tak tyz, jako i inkse wsie beskidzkie,narodziła sie nasa wieś Marcówka. Dolinecka piykno jak kołyska, góreckami od wichrów osłonięto i lasami bogato przyłozdobiono. Wesołe płocki ku dolinie rzycki cichutko ciurkały. Las bogaty w łozmajte jagody i drzewa wszelakie. Górom smrek i jołka, casem sosenka jako, nizy modrzyw, , buk, brzuska i potockami krzosyła się łosena, któro choć jako drzewo poślednijso była, ale za to dawała ludziom opału sporo. A kwitły wiesnom te doliny, już uciecha brała. Jak tak od góry poźryć, to piyknie jak w raju. Tak tyz ci nowi ośedleńcy przyjeni się i roz-dwa poculi się marcowianami, jako ze ik tak w marcu przesadzili. Zieloną kolybe polubili. Rośli, mnożyli się i Pana Boga kwolili. I wszystko by było dobrze, żeby sie dieboł nie wmiysoł. Jak zacoł po chaupach snokcić i ludzi podjudzać. Jak zacon jem dojodać,a to ze somsiod mo lepse pole, a to Ladniejse zboze, a to ze w sadzie lepi łobrodziło. Zaceni ludzie cuć do siebie nie znaną przodzi zowiść. Złem łokiem patrzyć na somsiady. Podkrodać jeden drugiemu w polu i zogrodzie. Zaceni sukać sposobów jak drugiemu w polu przezkodzić. Imali sie carów i guseł. Bogatsi rośli w pychę i skąpstwo, zeby sie ino wysforować przez inksyk. Biydniejsi jem zazdrościli. Rosło nienawiść i gniyw. Mnożył sie grzych wszelaki. Oj, źle sie działo w Marcówce! Wiedzioł janielski łopiekon ten moralny upodek wsi swoje. Patrzył bezradny i straśnie sie tropił, bo nie wiedzioł, co pocąć i cemu ludzie skorsi byli do złego jak do dobrego. Wreście posed do Pana Boga z prośbom ło pomoc, bo mu sie wieś do krzty zmarnuje.

-- Juści ze skoda takie ładne wioski!
Pomedytował Pon Bócek, a ze mioł w niedostępnyk lasak bogabojnego pustelnika, który sie ino korzonkami żywił i w leśne skóry przyodziewoł, bez co dieboł do niego przystempu ni mioł, totyz Pon Bócek łonego pustelnika, mianem Unyfry, do lasów wele Marcówki przesadził. Na górze Chełm pustlenię mu kozoł wybudować i swoje zabłąkane łowiecki na włościwą drogę nawracać. Świątobliwy pustelnikpokornie wólę boską przyjon, pustelnię skromną i zacon ludzi nawracać. Przykładem świątobluiwem pokazował, jak zyć trzeba. Potempieniem wiecnym strasył, a kie nie wierzyli, roz i drugi plagi u Pona Boga wyprasił. przyrznom jem gradem, pognębił powodzią, posuchom urodzaj zniscył i powoli spokornieli ludziska. Kie wszystkik głód przycisnon i stropienie do izby zaźrało , to i o zowiści zobocyli , i o pociyrzu se przybocyli. Bogabojny Unyfry zacon kamienie na północnem wzgórzu zbiyrać i kaplicę stawiać. Upokorzeni marcowianie ze skróchom i nadzieją w sercu śpiesyli mu z pomocom, i tak stanena piyrso kaplicka kamienno, ino wopnem biyleno, a w ni Matka Bosko, orendownica wsie zabłąkane, co je miała przed upodkiem bronić i z Bogiem jednać. Kochali i czcili marcowianie świętą Patronke swojo i zdało sie , ze juz dieboł przegroł do reśty. Stary pustelnik z letkim sumieniem ziemski padół łopuścił, a stropione ludzie z żolu za niem na wiyrchu góry Chełm figurke mu wystawili i za patrona uznali. Janielski łopiekun świątobliwą dusycke Unyfrego do serca przytulił i za pomoc serdecnie dziękowoł. Dobrze się dzioło.


Wybrała i przygotowala Magdalena Wróbel kl.4

Literatura:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz